Luksor – wycieczka o jakiej nie przeczytacie w przewodniku | Full on Travel

Luksor (z arabskiego Al.-Uksur – pałace) – miasto Górnego Egiptu z największym kompleksem starożytnych świątyń na całym świecie. Jedno z najstarszych miast na świecie, gdzie świat współczesny spotyka z historią. Brzmi pięknie i patetycznie.

A jak wygląda wycieczka do Luksoru od kuchni?

W drodze do Luksoru

Nie będę ściemniać, że miałam sporo obaw przed wyjazdem do Luksoru.

Egipt jest na liście krajów odradzanych przez polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych do podróżowania w związku z wysokim zagrożeniem terroryzmem. Zanim zdecydujesz się na podróż przeczytaj najnowsze informacje.

Sytuacja w kraju jest dość skomplikowana i wystarczy powiedzieć, że po Arabskiej Wiośnie w latach 2010-12 oraz po zamachu stanu w 2013 roku, ruch turystyczny w kraju Nilu został wstrzymany aż do roku 2019.

Mieliśmy dwie opcje do wyboru: organizować wyjazd z Hurghady (gdzie się zatrzymaliśmy) na własną rękę lub skorzystać z jednej z wielu dostępnych opcji proponowanych przez lokalne biura podróży.

Przylatując do Egiptu nie mieliśmy żadnych konkretnych planów. Jako że, tym razem to Paweł był głównym organizatorem i pomysłodawcą przystałam na jego propozycję (a cóż mogłam zobić haha), że jedziemy na weekend do Luksoru i lecimy balonem nad miastem o wschodzie słońca. No brzmi jak bajka!

Ale im bliżej wyjazdu, tym napięcie rosło… zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Obawiałam się 4-godzinnej jazdy autokarem przez pustynię, bałam się, że ktoś nas napadnie lub, że zostaniemy porwani (tak, mam bujną wyobraźnię).

Ku mojemu zaskoczeniu o 5 rano w sobotę (ok, nieco spóźniony) przyjechał po nas kierowca jakimś ładnym, czarnym, wypasionym samochodem. Okazało się, że mieliśmy swojego prywatnego kierowcę, a w Luksorze czekał tylko na naszą dwójkę przewodnik 😀 4 godziny w samochodzie plus cały dzień z przewodnikiem to była świetna okazja, aby dowiedzieć się jak żyje się w Egipcie z pierwszej ręki. Poznaliśmy również kilku najpopularniejszych arabskich wykonawców. 😉

Nasz kierowca Ahmed pędził po autostradzie jak szalony wyciskając swoją bryką 180km/h. średnia prędkość z jaką się poruszał to było 150km/h przy ograniczeniu do 120km/h!

Zostawię to bez komentarza, cieszę się tylko, że siedziałam z tyłu, bo nie zniosłabym psychicznie jazdy na przednim siedzeniu. Mój błędnik również był wdzięczny, co raz skręcaliśmy lub poruszaliśmy łagodną wstęgą mijając to z lewej to z prawej pustynne góry.

Ale to nic w porównaniu z tym jak kierowcy poruszają się po mieście. Na dwupasmowej drodze wyprzedzają się trzy samochody, a wygrywa ten, który jest większy i częściej używa klaksona, haha.

Naprawdę, wydawać się może, że nie obowiązują tam żadne reguły, jednakże w tym chaosie jest jakaś reguła, a ruch drogowy zdawał się całkiem sprawnie funkcjonować 😊

Kiedy już zaczynałam nabierać zaufania do naszego kierowcy, ten wywiózł nas na jakieś totalne wygwizdowo do sklepu przy autostradzie. Nie byliśmy jedyni, poczułam się jak rzucona na pożarcie hienom. Co chwilę ktoś do nas podchodził, nagabywał i próbował nam wciskać towar po mocno zawyżonej cenie. Z jednej strony było mi żal tych ludzi, a z drugiej wkurzało mnie, że traktują nas jak skarbonki. Chcieliśmy stamtąd jak najszybciej odjechać, ale naszemu kierowcy wyraźnie się nie spieszyło.

Ten moment, a także każda kolejna kontrola policyjna/wojskowa również mnie stresowały. To były standardowe procedury ze względów bezpieczeństwa, sprawdzano, czy mamy pozwolenie na przejazd, dokąd i w jakim celu się przemieszczamy, kiedy wracamy, jakiej jesteśmy narodowości itp. Niby nic takiego, ale czułam się tak jakby za chwilę miał mnie ktoś przymknąć, bo robię coś nielegalnego. Nawet nie miałam aparatu na wierzchu z obawy, że mi go skonfiskują (tak, to ta bujna wyobraźnia). Niemniej poczułam wielką ulgę, kiedy dojechaliśmy do Luksoru i spotkaliśmy się z naszym przewodnikiem Smiley (taką miał ksywkę 😊).

Luksor – w sercu miasta

Naszą wycieczkę rozpoczęliśmy na wschodnim brzegu Nilu od kompleksu świątynnego w Karnaku (północnej części miasta na wschodnim brzegu).

To miejsce zrobiło chyba na mnie największe wrażenie!

Całość składa się tak naprawdę z kilku świątyń z czego centralna poświęcona jest egipskiemu bogowi Amon-Re, prowadzi do niej Aleja Sfinksów. (O Karnak i pozostałych świątyniach przeczytacie w kolejnym poście). Przekraczając próg świątyni poczułam się jakbym wkraczała w zupełnie inny świat, tyle lat historii zapisanych jest na ścianach kolumn i świątyń. Można czytać o tym w podręcznikach, oglądać zdjęcia w internecie, ale nie da się tego poczuć tego miejsca, historii i majestatu nie przechadzając się pomiędzy granitowymi monumentami.

Smiley był bardzo wyrozumiałym przewodnikiem i odpowiadał na nasze najrozmaitsze pytania, opowiadał mnóstwo ciekawostek. Co więcej pokazywał nam hieroglify i miejsca, po których zwykle ludzi się nie oprowadza.  Byłam zachwycona!

Po zwiedzaniu świątyni wybraliśmy się na wycieczkę łodzią po Nilu, a ja dalej wypytywałam dosłownie o wszystko: o krokodyle, o gospodarkę, o rolnictwo, o kuchnię, a Smiley na wszystkie pytania bardzo cierpliwie odpowiadał. 😀

Piszę Wam o tym, ponieważ nie wiadomo na kogo traficie. Kolejnego dnia zwiedzaliśmy Dolinę Królów i świątynię Hatszepsut i zupełnie nie było klimatu. Smiley miał inne zobowiązania i oprowadzał wcześniej już umówioną wycieczkę, więc trafiliśmy na inną osobę. Nasza Pani przewodnik potraktowała nas na odczepnego, kompletnie nie angażując się w swoją pracę, ograniczając konwersację i opowieści do minimum, a gadała tak szybko, że połowy nie zdołałam zapamiętać.

Z jakiegoś powodu miałam wrażenie, że było również bardziej tłoczno, dosłownie wszędzie trzeba było się przeciskać. Nijak to się miało do naszego zwiedzania poprzedniego dnia. W każdym razie, jeśli chcecie załatwić sobie przewodnika na własną rękę, piszcie do mnie, a ja Wam przekażę namiary do najlepszego 😊

Smiley zabrał nas również do pracowni papirusu oraz do sklepu z przyprawami! Mogę tylko wierzyć, że w tym sklepie nikt mnie nie oszukał, bo wydałam krocie na przyprawy! To jedna z tych rzeczy, które naprawdę warto kupić w Egipicie, bo podobno są tańsze 😉. I tak wróciłam z zapasem irańskiego szafranu, różowego pieprzu, mieszanką przypraw z suszoną różą (uwielbiam! mogłabym tam wrócić tylko po tą przyprawę :D) i suszonym hibiskusem. Nie posiadałam się ze szczęścia.

Po południu poszliśmy już sami na spacer do centrum Luksoru oraz do Muzeum Mumifikacji. Przygoda życia, haha. Przechodzenie przez ulicę przed kołami rozpędzonych samochodów, wojsko na każdym skrzyżowaniu, ludzie wołający za Tobą, dzieci zaczepiające na chodniku, wręcz nachalnie próbujące sprzedać nawet paczkę chusteczek higienicznych. Wyświechtane teksty jaka jesteś piękna i całujący po dłoniach. Do teraz nie wiem co o tym myśleć.

Przyjęłam to, jakim jest, choć nie ukrywam, że było to dla nas uciążliwe. Oprócz tego spotkaliśmy wiele życzliwych osób, które luźno nas zagadywały i podpytywały co porabiamy w Luksorze itp.

 Po zwiedzeniu muzeum szybko wracaliśmy do hotelu, aby zdążyć przed zachodem słońca. Odradzano nam chodzenie po zmroku.

Lot balonem

Kolejnego dnia o 5 rano zbudziła nas msza odbywająca się w pobliskim meczecie. Jeszcze było ciemno, miasto wydawało się pogrążone we śnie, a pieśń rozbrzmiewała na ulicach Luksoru. Było w tym coś magicznego i uspokajającego.

I taki był też wschód słońca. Na wpół senni przeprawiliśmy się łodzią na zachodni brzeg Nilu i czekaliśmy na swoją kolej, aby wejść do balonu.

To przerosło moje największe wyobrażenia, były ich dziesiątki, wszystkie ogromne. Poranek był chłodny, ale kiedy zaczęliśmy się unosić, a promienie wschodzącego słońca zaczęły otulać dorzecze Nilu, zrobiło się przyjemnie ciepło.

Miasto budziło się snu. Gdy zachodni brzeg był już skąpany w słońcu, wschodni wciąż jeszcze tkwił w półcieniu.

To było jedno z naszych najlepszych doświadczeń. Nigdy wcześniej nie lecieliśmy balonem, ale myślę, że miejsce i pora dnia spotęgowały wrażenia. 🙂

Reszta dnia było nieco rozczarowująca, jeśli chodzi o zwiedzanie, ale pani przewodnik zabrała nas do jednego fajnego miejsca, a mianowicie do pracowni alabastru. Poznaliśmy tajniki wyrobów i jak zwykle zostawiliśmy na miejscu zbyt dużo pieniędzy.

Powiem Wam, że być w Hurghadzie lub Szarm el-Szejk, a nie jechać do Luksoru to grzech! To miasto jest przepiękne! Starożytny Egipt przenika się tu z kulturą arabską, jednocześnie miasto tętni turystycznym życiem. Dwa dni to zdecydowanie za mało, aby zwiedzić wszystkie historyczne miejsca, ale wystarczająco aby zobaczyć te najważniejsze i poczuć ducha tego miasta. 😊

Byłam pełna obaw, mieliśmy tyle przygód i historii, że nie sposób to wszystko opisać, ale mamy za to wór pełen pięknych i ciekawych wspomnień.

Bardzo jestem ciekawa waszych doświadczeń z Luksoru!