Snæfellsjökull – mistyczna podróż do wnętrza ziemi | Full on Travel

Snæfellsjökull – majestatyczny wulkan pokryty lodem stanowił inspirację dla wielu poetów i pisarzy. Jedną z najsłynniejszych książek inspirowanych lodowcem jest „Podróż do wnętrza ziemi” Juliusza Verne’a. To właśnie tutaj miało znajdować się magiczne wejście.

Snæfellsjökull jest tajemniczy, owiany legendami i staje się coraz popularniejszym celem wycieczek. Szczyt i lodowiec uznawany jest w świecie astrologii, za jeden z najsilniejszych czakramów Ziemi. (przyznam szczerze, dowiadując się o tym po czasie, mogę jedynie potwierdzić, że to miejsce roztacza specyficzną aurę😊).

W Arnarstapi można wynająć przewodnika, aby wejść na lodowiec lub zorganizować wyprawę na wierzchołek. Między innymi na aplikacji MapsMe można również znaleźć orientacyjny przebieg szlaku. Jednakże osobom bez doświadczenia w poruszaniu się po lodowcu nie rekomendujemy wchodzenia na własną rękę. Może być konieczne użycie raków, czekana, liny.

Hiking Snæfellsjökull

  • Dystans: 8 km
  • Czas: 4-7 godz. (nam zajęło ok 4.5-5)
  • Całkowite podejście: 762m
  • Poziom trudności: 4/5

Snæfellsjökull wznosi się na wysokość 1446, (a jego wyniesienie wynosi 1283m). Głęboki na 200 metrów krater wulkanu wypełnia lód, wypływający jego zboczem tworząc lodowiec. Wulkan pozostaje aktywny choć ostatnia erupcja miała miejsce ok 1700 lat temu, pozostawiając po sobie pole lawowe Háahraun na południowym zboczu.

Z powodu niesprzyjających warunków pogodowych w drogę wyruszyliśmy późnym popołudniem kierując się nieco po lewej od sugerowanego przebiegu szlaku. Staraliśmy się trzymać jak najdłużej krawędzi suchego lądu. Nocne i poranne deszcze oraz dosyć wysoka temperatura (3-8st) sprawiły, że kroczyliśmy raczej po rozbełtanym, stopionym śniegu aniżeli po lodzie. Raków podczas podejścia nie używaliśmy w ogóle.

Zbocze było dość strome (nie na tyle aby używać czekana). Przez kolejne ponad dwie godziny, maszerowaliśmy non stop pod górę, nie było ani jednego momentu wypłaszczenia. Oryginalny szlak biegnie nieco bardziej płasko przecinając zbocze wulkanu. Gdzieś w połowie drogi jednak wkroczyliśmy na sugerowaną, orientacyjną linię podejścia.

Szczyt wulkanu przez długi czas skrywał się za chmurami. Od czasu do czasu tylko można było dostrzec wierzchołek. Nie napawało to optymizmem. Po wcześniejszych doświadczeniach na lodowcu, byłam pełna obaw co do pogody. Gdzieś w połowie drogi napotkaliśmy jedną osobę (ponad 70letni górski wyjadacz ze Szkocji – Ian :D) zmierzającą w tym samym kierunku. Przez jakiś czas maszerowaliśmy razem, co dało mi trochę więcej pewności siebie.

Szczęśliwie dla nas pogoda zaczynała się poprawiać. Chmury, przez które musieliśmy się początkowo przedzierać, również zostały w dole odsłaniając widok na południowe wybrzeże półwyspu Snaefellsnes. To był pierwszy moment, kiedy tak naprawdę poczułam, że doświadczamy czegoś niezwykłego.

Góra coraz częściej odsłaniała swoje oblicze, jakby zapraszając nas do siebie, wołając tędy, tędy…

W końcowym podejściu słońce świeciło już prosto na nas, a Snæfellsjökull nabrał jeszcze większego mistycyzmu.

 Napotykaliśmy również coraz więcej szczelin. Były duże i rozległe. Nie poszukiwaliśmy dodatkowych atrakcji, także omijaliśmy je szerokim łukiem. Ważyliśmy każdy krok.

Weszliśmy na pośredni szczyt skąd Paweł nagrywał filmiki, a ja zameldowałam najbliższym o naszym położeniu.  Spędziliśmy w tym miejscu trochę czasu… Ja wpatrywałam się w koronę wierzchołka zastanawiając się czy bardzo będę niepocieszona, jeśli odpuszczę. Doszłam do wniosku, że tak! Wyglądał imponująco! I mniej stromo niż okazało się w rzeczywistości.

Ostatnie metry podejścia w rozpływającym się lodzie nie należały do najprzyjemniejszych. Perspektywa upadku na północno-zachodnie zbocze poprzecinane licznymi szczelinami spowodowała, że chciałam tam jak najszybciej wejść i zejść.

 Może wynikało to również z tego, że Paweł cały czas mnie popędzał, kiedy ja cierpliwie kopałam schodki. To dawało mi jednak jakieś (iluzoryczne?) poczucie bezpieczeństwa.

Widok z korony był za to nieziemski! Tych kilkadziesiąt metrów zrobiło ogromną różnicę. Mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę na półwysep, obejmując wzrokiem zarówno południowe i północne wybrzeże! Niebo nad nami było bezchmurne. Mieliśmy doskonały widok na większą część lodowca. Dopiero ten moment uzmysłowił mi (Pawłowi chyba wcześniej), że wbrew pozorom stąpamy po „cienkim lodzie”. Naszym oczom ukazały się liczne szczeliny, nie tylko po północnej stronie zbocza, ale również w okolicy naszego podejścia.

W obawie przed niekontrolowanym zsunięciem się na niewłaściwą stronę wierzchołka założyliśmy raki i powoli rozpoczęliśmy zejście.  Nieco niżej, w pełni szczęścia już znacznie szybciej zmierzaliśmy w kierunku samochodu.

Schodziliśmy tą samą trasą cały czas mając przed oczami bajeczny widok na półwysep. Wróciliśmy do samochodu po 22, po ok 5 godzinach. Około 40 minut spędziliśmy na samym szczycie.

Snæfellsjökull wpuścił nas do siebie i było to moje najlepsze doświadczenie na Islandii!

Zajęło nam ponad roku przygotowanie video z wyprawy. Nie mogliśmy znaleźć muzyki, która oddałaby klimat naszych doświadczeń i emocji podczas tej wycieczki. Ale nareszcie jest!

Także zapraszam Was również do obejrzenia naszego pamiątkowego filmiku nagrywanego mega starym go pro (wciąż daje radę) jest też kilka ujęć dronem. Chciałabym, abyście chociaż odrobinę poczuli to co czego mogliśmy doświadczyć 🙂

Informacje praktyczne

Jeżeli rozważasz wspinaczkę na szczyt Snæfellsjökull poniżej znajduje się garść informacji:

Jak dojechać:

Samochodem – z Reykjavik trasa wynosi ok 194km – najlepiej poszukać noclegu w Arnarstapi  lub Ólafsvík.

Z obu tych miejscowości można dostać się pod lodowiec górzystą drogą nr F570 Jökulshálsvegur. Uprzedzam, droga jest wyboista i dość wymagająca. Usypana luźnym żwirem z licznymi ślepymi zakrętami i wzgórzami- tylko na samochód z napędem 4×4. Zaparkować można na poboczu gdzieś w połowie tej drogi. My szukaliśmy miejsca jak najbliżej szlaku. Tutaj jest punkt rekomendowany – otwiera się tylko za pomocą aplikacji MAPS.ME. My zaczynaliśmy w innym miejscu: https://goo.gl/maps/n5JwgUKaSojBb89S8

Busem – z Reykjavik do Ólafsvik tylko z przesiadką w Borgarnes. Mało opłacalna wycieczka – przejazd w jedną stronę wynosi ok 250zł.

Co zabrać ze sobą

Jeśli decydujesz się zdobyć Snæfellsjökull na własną rękę, możesz potrzebować:

  • ciepłe, wodoodporne ubranie
  • buty wysokogórskie
  • sprzęt do turystyki wysokogórskiej: raki, czekan, kask, lina, uprząż, sprzęt osobisty
  • coś do picia i do jedzenia
  • mapa, GPS – my używamy MAPS.ME – ma bardzo dobre, szczególowe mapy. Nie potrzebujesz internetu aby z niej korzystać, ale trzeba pobrać mapy wcześniej na telefon.
  • aparat – widoki są niezapomniane, ale warto uchwycić momenty 🙂

Możesz również wybrać się na lodowiec z przewodnikiem. Wtedy masz zagwarantowany sprzęt i przejazd nawet z Reykjaviku.