Sierra del Lúgar - via ferrata dla szalonych plażowiczów | Full on Travel

Dla żądnych przygód podczas wakacji na Costa Blanca i na La Manga polecam zabrać ze sobą sprzęt na drogi via ferrata. Niedaleko Murcii znajduje się kilka ferrat, które nie są szalenie wymagające, ale mogą przyprawić o skok adrenaliny.

Zwłaszcza Vía Ferrata Sierra del Lúgar, to chyba moja ulubiona hiszpańska, na której się wspinałam. 

Tak naprawdę to była jedna z kilku ferrat na trasie naszej podróży z Andaluzji do Alicante, ale wyjątkowo zapadła mi w pamięć.

Sama okolica wydaje się dość niepozorna. Gdyby nie dokładne współrzędne moglibyśmy mieć problem z lokalizacją parkingu. Szczyt już z oddali robi wrażenie, informując, że nie będzie to jedna z tym łatwych tras tylko do trawersowania. 

  • Trudności: K3, K4, K5
  • Lina: opcjonalnie 1x60m, 2x30m lub 1x70m
  • Tyrolki: 0
  • Mostki: 0
  • Czas podejścia: 20min.
  • Czas przejścia: 1 godzina
  • Czas zejścia: 30min
  • Wysokość początkowa: 517m
  • Wysokość końcowa: 651m
  • Długość ferraty: 260 metrów
  • Przewyższenie: 134m (sama ferrata)

Podejście

Aby się dostać pod ścianę trzeba przejść przez oliwny gaj, następnie kierować się pod górę między drzewami.

Ścieżka jest dość dobrze oznaczona. Gdzieniegdzie można wypatrzeć kamienne kopczyki oraz rozwieszone czerwone wstążki informujące o kierunku podejścia. 

Ścieżka rozwidla się i są dwie możliwości rozpoczęcia trasy, pierwsza, gdzie pierwszy fragment wyceniany jest na K4 oraz druga nieco wyżej wyceniana na K3. My nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy w tamtym momencie więc dotarliśmy do podnóża trudniejszego odcinka.

Via ferrata

Po dotarciu pod ścianę, okazuje się, że początkowy fragment, który wyceniany jest na K4 nie ma zbyt wielu stopni, co właściwie odebrałam jako zaletę. Oczywiście jest żelazna linka wzdłuż linii wspinu, natomiast przez większość czasu wspinasz się po formacji skalnej, jedynie w niektórych miejscach posiłkując się zamocowanymi stopniami. 

Już po pierwszych kilkunastu metrach wiedzieliśmy, że nie będzie łatwo! 

Ściana jest stromo nachylona, szybko nabieraliśmy wysokości skąd mogliśmy podziwiać widok na okoliczne gaje. 

Tak, tak. Jasne, że nie! 

Dopóki nie wdrapaliśmy się na większą półkę skalna nie było mowy o odpoczynku. 

To była druga via ferrata Pawła w życiu i pierwsza tak trudna! Musieliśmy zachować koncentrację. 

Świadomie nie braliśmy liny ze sobą, nie pozostawiając sobie innej drogi jak tylko wdrapać się na szczyt! Być może z perspektywy czasu, powinnam stwierdzić, że to błąd. Prawda.  Ale nie będę ściemniać. Na linę zabrakło miejsca w walizce. (chyba znacie te dylematy, prawda?). Kolejny fragment technicznie był nieco łatwiejszy, mieliśmy do pokonania kilkunastometrowy filar. Początkowo trawersuje się go z lewej strony, po czym trzeba się wspiąć na samą ścianę, ale tutaj już jest sporo żelaznych stopni. 

Po przejściu tego uwypuklenia postanowiliśmy odpocząć. Zorientowaliśmy się, którędy biegnie linia i wyglądało to o tyle zachęcająco, co i wymagająco!

Co tu dużo mówić, ściana jest pionowa, ma 50 metrów jak nic! Niektóre źródła podają 70 metrów, ale generalnie nie znalazłam oficjalnej informacji na temat wysokości.

Wszyscy znają zasadę, że na ferratach się nie odpada. Tutaj lot byłby szczególnie nieprzyjemny. Ten fragment prawdopodobnie ze względu na ekspozycję i wysokość wyceniany jest na K5.

Mnie wydawało się, że jestem fizycznie przygotowana na coś takiego. Miałam za sobą rok wspinaczki w skałach, więc przecież to nie może trudniejsze, skoro masz schody (haha).

Nic bardziej mylnego! Zwykle się na bicu nie wspinasz, ale warto go mieć w razie przybloku. 🙂 Zresztą nie bez powodu, na powitanie wisi tabliczka z napisem „Fiesta de los Biceps”!

Tak, to zdecydowanie było wyzwanie! Początkowo wspinaliśmy się pionowo do góry, by następnie przetrawersować w prawo, stopnie i chwyty były dość od siebie oddalone. A stąd znów pionowo do góry kilkadziesiąt metrów!

Paweł nie był super szczęśliwy. Ja co chwila zatrzymywałam się, aby robić zdjęcia, Paweł natomiast poganiał mnie, żeby to mieć już za sobą. Myślę, że nasze doświadczenia z tego fragmentu są skrajnie różnie! 

Ale radość i satysfakcja po dotarciu na szczyt była przeogromna dla nas obojga. Widoki przepiękne! 

Większości z nas Hiszpania kojarzy się chyba głównie z wybrzeżem, palmami i słońcem. 

Tutaj natomiast dominował surowy, pustynny klimat. Już tyle kilometrów przejechałam w Hiszpanii, że nie było to dużym zaskoczeniem, ale to zawsze robi wrażenie. 

Zejście

Spędziliśmy trochę czasu na szczycie, później zeszliśmy ścieżką do głównej drogi prowadzeni przez wypasające się w okolicy owieczki. Do zejścia również prowadzi ścieżka oznaczona czerwonymi wstążkami. Po dojściu do rozwidlenia możesz zjechać na linie 25 metrów, lub podążać dalej w dół w stronę lasu, aż dojdziesz do oliwnych pól i parkingu.

Dopiero przedłużająca się wędrówka w dół uzmysłowiła mi, jak wysoko się wspinaliśmy.

Ferrata kończy się na szczycie na wysokości 651 m.n.p.m. a rozpoczyna na wysokości 517 m.n.p.m. Pokonaliśmy 136 metrów przewyższenia a cała via ferrata miała długość ok 260metrów.

Tym większą poczułam satysfakcję. 🙂 

Jak dojechać

Samochodem z Fortuny jedziemy w kierunku Garapacha drogą A-17. Na wysokości Las Casicas jest skręt lewo w kierunku Landing – droga A-20. Około 2 km dalej po prawej stronie znajdziemy szeroki pas do zaparkowania, a po przeciwnej stronie ulicy wybija się Sierra del Lúgar. Po wpisaniu w wyszukiwarkę Parking Ferrata Sierra del Lugar bez problem dotrzecie na miejsce.

Co zabrać ze sobą: uprząż, kask, lina jest opcjonalna, ale nie polecam wycofu na tej ferracie bez liny. Wygodne buty z dobrą przyczepnością. Coś do jedzenia i picia.

A co Ty najchętniej robisz podczas wakacji w Hiszpanii? Podziel się z nami!